Gdy nikt nie patrzy
"Gdy nikt nie patrzy" to druga część serii z podkomisarzem Robertem Lwem.
Robert Lew po osobistej tragedii próbuje jakoś ułożyć swoje życie. Podczas pożaru stracił dom, żonę i dwoje dzieci. Teraz musi być ojcem dla pozostałej dwójki, a nie jest to łatwe zadanie. Podkomisarz podejrzewa kto mógł przyczynić się do jego tragedii, jednak nie ma na to dowodów. Seryjny morderca Brunon Kalita został uniewinniony z zarzutów, jednak Robert wie, że to on stoi za tymi wszystkimi zbrodniami. I nie spocznie dopóki przestępca nie poniesie zasłużonej kary. Wraz z koleżanką z pracy Sonią Czech, prowadzi dalej swoje prywatne śledztwo.
Tymczasem w lesie nieopodal Warszawy, rodzina jadąca na wakacje znajduje plastikowe worki z ludzkimi szczątkami. Sprawa Brunona Kality powraca. Czy tym razem uda się w końcu zamknąć seryjnego mordercę?
Książka ma ponad 400 stron, ale czyta się ją błyskawicznie. Akcja pędzi, wciąga i trudno książkę odłożyć na później. W większości kryminałów nie wiemy kto popełnił przestępstwo i razem z policją prowadzimy śledztwo. Tym razem niby wszystko jest jasne, wiemy kto stoi za tymi zbrodniami. Pozostaje tylko udowodnić mu winę. A to nie należy do łatwych spraw. Postacie są dobrze wykreowane, nie idealne, mają swoje wady, słabości. Jednak nie wszyscy wyjdą cało z tego śledztwa co trochę smuci. Żeby dobrze zrozumieć książkę trzeba zacząć czytanie od pierwszej części 629 kości. Ale muszę przyznać, że drugą część lepiej mi się czytało. Zakończenie jest szybkie i nie do końca wiadomo czy będą kolejne części. Ale jak tylko się pojawią to na pewno przeczytam. Warto:)
Dziękuję Wydawnictwu Prozami za możliwość przeczytania tej książki:)
Pozdrawiam