Pamiętam jak pierwszy raz jechaliśmy do Francji. To było jakieś 5 lat temu. Byliśmy niedoświadczeni ale pełni zapału i rządni przygód.
Zaplanowaliśmy jechać dłuższą trasą bo przecież trzeba było zwiedzić jak najwięcej. Nasza trasa: Polska, Słowacja, Austria, Włochy i Francja.
Załadowaliśmy naszego biednego golfa czym się tylko dało i wyruszyliśmy:) GPS ustawiliśmy na najkrótsze trasy, skąd mogliśmy wiedzieć, że przez pola nas będzie prowadzić? A prowadził:)
Żeby było oszczędniej spaliśmy w samochodzie. Więc w Słowacji zaliczyliśmy polne drogi, Austrię przejechaliśmy bez problemu, we Włoszech koszmarem były płatne autostrady. Najgorsze bramki, ktoś coś mówił do nas po włosku, koszmar!!! Całę szczęście dogadaliśmy się jakoś po angielsku i mogliśmy jechać dalej:) To nas nauczyło, żeby płatne autostrady omijać z daleka.
|
Mała kawa we Włoszech
|
Francja przywitała nas górami, polnymi drogami i serpentynami.
Zachwyciła nas swoim pięknem. Problemem były stacje benzynowe, nie są czynne tak jak u nas przez całą dobę, a w niedzielę to wszystko pozamykane. Ale kto z nas o tym wiedział?
Tej pierwszej podróży nie zapomnę nigdy. Po dotarciu na miejsce byliśmy skonani i marzyliśmy tylko o prysznicu i żeby się porządnie wyspać.
Teraz nasze wyprawy nie są aż tak pełne przygód. Do Francji jeździmy przez Niemcy. Trochę nudno, ale bezpieczniej i szybciej. Z wiekiem człowiek robi się bardziej wygodny:) Do GPS-a wgrywamy najnowszą mapę Europy, żeby nie było niespodzianek, omijamy płatne autostrady i nigdy nie ustawiamy na najkrótsze trasy. I jeszcze jedno, nie podróżujemy przez Francję w niedzielę. Podróże jednak kształcą:)
Robiliśmy dużo zdjęć, ale gdzieś mi przepadły i zostały tylko te.
Jak dobrze tak czasami powspominać:)
p.s.
Czasami się zastanawiam jak nasz samochód wytrzymał to wszystko. Cud?